Jak powstawał Kodeks i Klub Zaklinaczy Boreliozy?

Pomysł na prowadzenie coachingu, warsztatów i spotkań dla osób zmagających się z boreliozą towarzyszył mi od kilku lat. Rozkwitał w miarę coraz lepszego radzenia sobie z własną chorobą. W związku z tym, że właściwa diagnoza przyszła u mnie po wielu latach, gdy neuroborelioza zasiała już spustoszenie w moim organizmie, intensywne wieloletnie leczenie medyczne obfitowało w trudne wyzwania i wiele upadków.

Choroba nie dała mi w pewnym sensie wyboru, bo gdy uzyskałam informacje, że to walka na śmierć i życie, wybór stał się oczywisty. Postanowiłam wybrać życie. Nawet jeśli momentami traciłam motywację, miałam dla kogo żyć.

Szukałam ratunku w psychice

Wiesz, jak to jest, gdy nie wiesz, co dalej z Tobą będzie? Znasz ten stan, gdy okrutne zmęczenie typowe dla boreliozy, zabiera wszelką lekkość życia, sprowadzając najprostsze czynności do dźwigania ciężaru na granicy swoich możliwości?

Poznałam tego typu cierpkie smaki życia.

Mając zaplecze psychologiczne, wiedziałam, jak ważną rolę odgrywa psychika w procesie zdrowienia. Szukałam więc różnych sposobów, za pomocą których mogłam sobie pomóc, by wspomóc cierpiące, wykończone ciało i podnieść własną energię psychiczną. Moim poszukiwaniom towarzyszyła praca z ciałem, oddechem, emocjami i odkrywanie różnych nieświadomych założeń oraz przekonań, które sprawiały, że życie z boreliozą było dla mnie jeszcze trudniejsze i ponure. Właśnie te tematy tak głęboko przeze mnie przerobione, stanowią esencję mojej propozycji pracy z przyszłymi Zaklinaczami Boreliozy.

Nie jesteś tylko swoim ciałem!

Twoja psychika ma ogromny wpływ na to ciało. Dlaczego nie wykorzystać tego potencjału? Masz gotowość na lepsze i bardziej wielowymiarowe poznanie siebie? Świadomość siebie i mechanizmów zaklinania boreliozy pozwala wziąć sprawy w swoje ręce, na ile się da.

Z perspektywy mogę powiedzieć, że moją podstawową siłą napędową było konsekwentne uruchamianie sił psychicznych. Wierzyłam, że mimo ponurych perspektyw będzie lepiej. I pomimo nowych ograniczeń, które postawiła przede mną choroba, stanę na nogi i dam radę. A choroba była okrutna. Oprócz wielkiego zmęczenia, które utrudniało najprostsze czynności, pozbawiła mnie wielu sfer życia. Musiałam zrezygnować na dłuższy czas m.in. z pracy przed komputerem, ponieważ neuroborelioza zaatakowała nerw wzrokowy oraz pracy z ludźmi, bo miałam sparaliżowaną połowę twarzy, część przełyku i języka, więc stanowiłam nie lada atrakcję, gdziekolwiek się wtedy pojawiałam i trudno było mnie zrozumieć, gdy mówiłam.

Jaki miałam cel?

Znasz to poczucie niemocy? Ten smutek, gdy mimo tylu Twoich starań, Twój stan wciąż nie poprawia się?

Na tamten czas nie myślałam, że wyzdrowieję, bo to graniczyło z cudem. Usłyszałam nawet w szpitalu, że grozi mi, cyt: „że pójdę do piachu”, gdy organizm nie radził sobie z zaaplikowanym leczeniem i lekarze nie mieli konsensusu co do tego, co ze mną zrobić. Dla osoby poważnie chorej, pełnej obaw co do swojego stanu i swojej przyszłości, nie ma chyba nic gorszego niż konflikt lekarzy nad własną głową, gdzie każdy używa z pozoru logicznych argumentów, które się wzajemnie wykluczają. Wtedy w miejsce nadziei na poprawę po leczeniu, której chory potrzebuje złapać się jak koła ratunkowego, pojawia się paraliż decyzyjny, zagubienie i brak wiary. A stąd prosta droga do zapadnięcia się w sobie i poddania chorobie.

Wtedy masz wybór – podjąć ryzyko i bez względu na nie, oddać się w ręce specjalisty. Spróbować którejś drogi leczenia, albo wpaść w paraliż decyzyjny, który często sprawia, że chorzy z boreliozą uprawiają „boreliozowy skoczing”, skacząc co rusz do nowych terapii i preparatów, często niekonsekwentnie je biorąc i poddając się przy pierwszych niepowodzeniach. A chodzi o to, by dać sobie szansę na przekonanie się, czy droga leczenia jest rzeczywiście słuszna, choć bywa to niezwykle trudne, gdy ryzyko ewentualnych niepowodzeń odbija się na Twoim ciele i życiu.

Decyzja o leczeniu zawsze wiąże się z ryzykiem, które ponosisz Ty!

Ile razy w czasie Twojego leczenia padły słowa innych lekarzy i specjalistów, albo po prostu ludzi, którzy w dobrej wierze chcieli Ci po prostu doradzić, że nie tędy droga i że robisz sobie krzywdę? Ile razy nadzieja związana z podjętą terapią w proch się obróciła, a Ciebie dopadło zwątpienie i poczucie, że nic w tej chorobie nie ma sensu?

Musiałam zaryzykować i sama podjąć decyzję odnośnie odpowiedniej drogi leczenia, nie mając kwalifikacji medycznych, a jedynie za przewodnika swój intelekt, intuicję oraz różnych doradców w postaci lekarzy z przeciwstawnych obozów, o których wiedziałam, że każdy życzy mi jak najlepiej. Słyszałam od lekarzy z pierwszego obozu po analizie moich wyników badań, że na szali mogło być nawet moje życie. W tym czasie więdłam psychicznie i fizycznie. Nie wiedziałam, czy podejmuję dobrą decyzję, bałam się o siebie, o przyszłość moich dzieci, którymi coraz trudniej było mi się opiekować. Determinacja, która miałam wierząc w trudne leczenie, obróciła się na jakiś czas w proch.

Zaufanie to podstawa – nawet jeśli trzeba zaufać na kredyt

Znasz ten stan, gdy jest tak trudno, tak ciężko sprostać życiu w kiepskim stanie, że tracisz wiarę, że kiedyś będzie inaczej? Wiesz jak to jest, gdy stopniowo słabnie Twoje zaufanie w to, że leczenie przyniesie efekt, a Ty leczysz się, ale tracisz przekonanie, że to ma sens?

Moje doświadczenie nauczyło mnie, że nie ma skutecznego leczenia bez zaufania do lekarza prowadzącego. I że to my sami podejmujemy decyzję, komu ufamy. Najpierw ze strachu przed „pójściem do piachu”, co dźwięczało w mojej głowie, zrezygnowałam z bardziej inwazyjnej metody i wybrałam inną drogę. Potem wróciłam do leczenia boreliozy wieloma antybiotykami, czyli metodą ILADS. To nie znaczy, że Twoja droga, jeśli jest inna, jest gorsza! Właśnie o to chodzi, by nie zamykać się i nie okopywać na swoim stanowisku. Jeśli metoda działa, wspaniale! Wtedy nie szukaj niczego innego, bo możesz mieć pewność, że szukając natrafisz na takie argumenty, które osłabią Twoją wiarę w skuteczność. Ale jeśli nie działa, zarządzaj swoim leczeniem!

Która metoda działa?

Miałeś okazję zastanawiać się, co wybrać? ILADS, IDSA, a może same protokoły ziołowe, ozonoterapie, czy inne metody?

Jestem zwolennikiem metody ILADS, ponieważ nie byłoby mnie teraz, gdyby nie to leczenie. Choć wiem, że nie jest to metoda obojętna dla zdrowia. Branie przez lata kilku antybiotyków naraz non-stop w podwójnych dawkach, jak to miało miejsce u mnie, nie jest obojętne dla zdrowia mimo najlepszej profilaktyki zleconej przez lekarza. Natomiast jest to, przy odpowiedzialnym podejściu lekarza, koszt relatywnie mały w odniesieniu do zysków, które w moim przypadku były ogromne i graniczyły z cudem medycznym. W mojej sytuacji pomogły również terapie wspierające, które neutralizowały szkodliwe działanie antybiotyków – m.in. akupunktura i osteopatia.

Natomiast nie jestem przeciwnikiem IDSA, czyli leczenia boreliozy jednym antybiotykiem, przez krótki okres czasu. Na przestrzeni lat poznałam wiele osób, które nie były w tak poważnym stanie jak ja i które uzyskały trwałą poprawę również poddając się protokołowi IDSA oraz IDSA nieco przedłużonym, bo terapia trwała kilka tygodni dłużej niż tradycyjne założenia IDSA.

Kodeks zrodzony z prawdziwych doświadczeń

Na podstawie moich wieloletnich doświadczeń oraz kontaktów z osobami chorymi na boreliozę, w moim kodeksie powstały stwierdzenia, które przytoczę poniżej. Masz ochotę sprawdzić, jak z nimi rezonujesz (zachowana numeracja z Kodeksu Zaklinaczy Boreliozy)?

2. To Ty decydujesz, o tym, jak się leczysz. Sposoby leczenia są różne. Nie ma jedynego słusznego specyfiku i jednej słusznej metody. Zwalczające się obozy ILADS i IDSA sieją niepotrzebną niepewność w naszych głowach. Wszystko, co musisz zrobić w danej chwili, to podjąć decyzje, czego próbujesz i zacząć się leczyć.

3. Niczego nie musisz. Niczego nie musisz brać ani stosować, nawet jeśli słyszysz, że jest inaczej. To Twój organizm i to Ty wybierasz drogę leczenia, a co za tym idzie specjalistów, którzy Cię na tej drodze prowadzą i wspierają.

4. Działaj w zgodzie z sobą. Nie ma jedynej słusznej metody leczenia, są metody, które lepiej lub gorzej Ci służą. I to Ty wiesz najlepiej, co Ci służy, a co nie. Wybieraj takich specjalistów, którzy Ci ufają.

5. Rób to, w co wierzysz. Decydując się na daną metodę leczenia, nie robisz niczego złego, choć znajdą się zagorzali przeciwnicy, którzy będą Cię zniechęcać do wyboru. Masz prawo próbować bez względu na to, czy wybierasz konwencjonalne czy niekonwencjonalne metody leczenia.

6. Nie wyrzucaj sobie błędów w leczeniu. Nie jesteś jasnowidzem. W procesie leczenia istnieją doświadczenia, które gromadzisz, o tym, co w Twoim wypadku jest skuteczne. Nawet jeśli specjaliści próbują wmówić Ci inaczej, oni również nie posiadają monopolu na skuteczne leczenie boreliozy i również ciągle uczą się, jak coraz lepiej leczyć tę wciąż nie do końca zbadaną chorobę.

7. Daj sobie czas. Gdy tylko zdecydujesz coś w sprawie Twojego leczenia, prawdopodobnie pojawią się takie objawy, okoliczności i ludzie, by pokazać Ci, że nie tędy droga. Miej świadomość, że podejmując jakąś decyzje, otwierasz puszkę Pandory z własnymi lękami oraz poczuciem niepewności. I stawiaj temu czoła, słuchając siebie, by usprawnić proces leczenia.

Cel Kodeksu Zaklinaczy Boreliozy

Celem, który przyświecał mi w tworzeniu Kodeksu i Klubu Zaklinaczy Boreliozy, jest oddanie w ręce osoby z boreliozą poczucia mocy w zaklinaniu boreliozy. Doświadczyłam tego, co może zrobić zagubienie z chorym człowiekiem. A dopóki medycyna nie wypracuje konsensusu w kwestii leczenia boreliozy, jesteśmy na to zagubienie i niepewność skazani.

Czy mimo tych ograniczeń, masz ochotę zbudować większe poczucie własnej siły i sprawczości w życiu z boreliozą? O to właśnie chodzi w sztuce zaklinania boreliozy. Jeśli tak, zapraszam Cię na sesje indywidualne oraz do Klubu Zaklinaczy Boreliozy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.