Rozstanie – żałoba po MY, szukanie JA

Rozstanie wymaga odbudowania własnej tożsamości – swojego JA

po rozstaniu

Potrzebujemy pożegnać „My” i na nowo odnaleźć swoje „Ja”, by ruszyć w nowy etap jako istota kompletna na nowych zasadach singla z odzysku. Bo przecież nie chcemy stale ciągnąć za sobą przez to życie cienia utraconej tożsamości – w postaci „byłej żony” czy „byłej partnerki” Pana X.

Kobiecość cierpi inaczej niż męskość

Pisząc ten wpis, intuicyjnie cały piszę „przeczytałaś”, „czułaś”. Jeśli jesteś mężczyzną, nie jest moją intencją sprawienie, żebyś poczuł się pominięty. To, o czym piszę, bliższe jest rejestrom kobiecej percepcji i kobiecego odczuwania, choć nie jest to regułą i to nadaje ton kobiecy temu wpisowi. To oczywiście generalizacja, jednak coś jest w tym, że kobiety i mężczyźni inaczej odbierają rozstania, w inny sposób się z nimi mierzą i często zmagają się z nieco innym kolorytem bólu.

To szczególnie w nas kobietach funkcjonuje kulturowo zassane poczucie bycia nie dość dobrą i żywszy ból straty związanej z gniazdem, które się rozpadło, a którego archetypowo byłyśmy strażniczkami. Dlatego kobiecość z rozstań wychodzi z nieco innymi ranami niż męskość.

Rozstanie kaleczy tożsamość

Ostatnio czytałam bodajże w Zwierciadle wartościową rozmowę z seksuologiem nt. potrzeb kobiet i mężczyzn dot. komunikacji z seksie. I tu wyraźnie widać różnice – kobiety mniej potrzebują słyszeć, że działają na facetów. Kobiecą dominującą potrzebą jest usłyszeć, że kobieta jest piękna, a przynajmniej atrakcyjna i jedyna. Mężczyźni nie potrzebują słyszeć o swojej atrakcyjności, za to najbardziej czują się dowartościowani, gdy słyszą, że działają na swoją kobietę i ją podniecają.

I gdyby się nad tym zastanowić, to potrzeba facetów dotyczy działania i akcji, która ma miejsce tu i teraz – chcą rozpalać i serwować namiętność oraz spełnienie. My kobiety wnosimy do tego seksu dużo więcej uwagi skoncentrowanej na innych aspektach – nie tylko skupiamy się na tym, jak działamy na drugą stronę, ale dla nas ważne jest przede wszystkim to, jakie jesteśmy i jak jesteśmy odbierane. Nasze potrzeby kręcą się dużo bardziej wokół potwierdzania własnej tożsamości. Podobnie reagujemy przy rozstaniach. Całe kobiece jestestwo cierpi, bo ból rozstania dotyka szczególnie mocno kobiecej tożsamości.

Zmiana tożsamości z „My” na „Ja”

A dzieje się tak, że po rozstaniu zmienia się część naszej tożsamości. Nie ma już wzmocnienia naszego „Ja”, przez „My” związane z drugą połową, co z reguły jest elementem naszej identyfikacji w świecie, a nawet nieco karmi nasze ego. Nie możemy już identyfikować się jako czyjaś żona, narzeczona czy partnerka. A przecież jeśli związek trwał dłużej, wrosłyśmy w tę w rolę, a raczej ona wrosła w nas, a po rozstaniu została z nas wyrwana. Brutalna prawda jest taka, że na części naszej tożsamości została po prostu dokonana aborcja. Było coś i nagle tego czegoś już nie ma. To bolesne, smutne, trudne i rozczarowujące. Boli tak bardzo, że najchętniej szybko wypełniłybyśmy tę pustkę czymś a może nawet kimś innym. Czymkolwiek, by nie czuć tego bólu. I choć najprościej byłoby ten etap przespać, albo od niego uciec, nie jest to możliwe.

Jeśli właśnie jesteś na tym etapie, to trudny moment. Trudny, ale on nie trwa wiecznie. Za jakiś czas się skończy. Tymczasem potrzebujesz odważnie popatrzeć w obolałą siebie, żeby zbudować siebie na nowo i powstać niczym Feniks z popiołów. Żeby tego dokonać, najpierw potrzebujesz zejść do własnego Hadesu zranionych uczuć i emocji, aby je opatrzyć jak piekącą ranę, zaakceptować to, co się wydarzyło, a następnie pożegnać. To trudne. Nie rób nic na siłę. Trwaj w tym, uważna na siebie. Tuląca siebie, mówiąca do siebie ciepło, wspierająca siebie.

Dać wybrzmieć temu bólowi

Na tym etapie ważne jest właśnie Twoje spotkanie z bólem – z emocją i czuciem. Nie chodzi o myśli, o oskarżanie drugiej strony czy samobiczowanie, tylko odczuwanie. W tej pierwszej fazie szczególnie ważne jest dopuszczenie i oswojenie emocji po to, żeby wyjść z tego etapu bardziej pogodzoną i silniejszą. Tych uczuć nie da się kontrolować i siłą woli puścić w niebyt. Je trzeba wszystkie przeżyć, znaleźć dla nich miejsce w sercu i wyciągnąć z nich mądre wnioski na przyszłe życie. Jeśli tak do tego podejdziesz, ból związany z agonią związku z czasem osłabnie.

Zobaczysz, że nurt życia sprawi, że za jakiś czas bólu odpłyniesz w poszukiwania nowych lądów w postaci rodzących się, a może dawno zapomnianych potrzeb, pomysłów na spróbowanie czegoś w życiu, może zmiany stylu życiu czy zmiany zawodu. Gdy pożegnasz największy ból, najpierw na horyzoncie zaczną pojawiać się wizje i przeczucia tego, czego możesz chcieć od swojego nowego życia. Nie przez przypadek ludzie po rozstaniach robią rewolucje w swoim życiu.

Ból budzi uśpione części nas

Ból otwiera dostęp do tych najbardziej zranialnych części nas. To też te części nas, które często przykrywamy kurzem codzienności i znieczulamy prozą rutynowych obowiązków. Odcinamy się od nich, bo bywają niewygodne w skostniałych obszarach życia, ponieważ te części potrafią żywo czuć, pragnąć, marzyć. Czasem eksplodują w postaci kryzysu wieku średniego i dochodzą do głosu właśnie w czasie rozstań. Po rozstaniu wszystkie strategie radzenia sobie i przetrwania, które do tej pory znałyśmy w tej relacji i mniej lub bardziej świadomie wykorzystywałyśmy, po prostu szlag trafił.

Wtedy nie da się już znaleźć środka znieczulającego i omamić się nim, bo życie zderzyło nas z tak bolesnym ciężarem rzeczywistości, że wszelkie nasze wcześniej stosowane mechanizmy radzenia sobie z trudami w związku zostały pogruchotane o ciężar fali, jaką jest rozstanie. Po rozstaniu, to kontakt z taką nagą sobą zrodzony ze spotkania z bólem, daje siłę, by poszukać w sobie siebie na nowo i posłuchać, co ta delikatna, miękka część z nas chce w dalszym życiu ze sobą zrobić. I w tym trudnym momencie, gdy już minie pierwszy szok, jest dla Ciebie szansa na to, by zdobyć szczyty, o których wcześniej nie śmiałaś marzyć z braku wiary, nadziei czy znieczulenia szarą prozą życia.

Gdy w pojedynkę zbyt trudno

Czasem w pojedynkę gojenie bólu jest to za trudne. Wtedy warto spotkać się z kimś bliskim lub terapeutą. Również u mnie Klientki na sesjach spotykają się ze sobą i goją ból, by z czasem odważniej spojrzeć w przyszłość i pójść dalej przez życie. Odpowiednio opatrzony ból ewoluuje. Z czasem boli słabiej i słabiej. A gdy boli dostatecznie słabo, przychodzi nadzieja i siła na ruszenie swojego świata z posad. Na wielkie zmiany, których często nie odważyłybyśmy się dokonać, gdyby nie potrzeba zbudowania na nowo swojej tożsamości.

I wiem, co mówię, bo to uczciwie przeżyty ból po moim 16-letnim małżeństwie, a następnie nieśmiałe, a z czasem coraz odważniejsze spojrzenie w przyszłość, którą wzięłam ostatecznie we własne ręce, nie odważyłabym się na to, czego chciałam od ponad dwudziestu lat. To zasymilowane rozstanie i cała praca wykonana nad sobą po rozstaniu zaowocowała tym, że teraz piszę do Ciebie ja Ania o zawodowej tożsamości coacha, a niebawem psychoterapeuty. I nie jestem w tym osamotniona. Setki tysiące osób dopiero po rozstaniu dokonało wcześniej niemożliwego! 🙂


Gdy potrzebujesz wsparcia w trudnym dla Ciebie okresie, zapraszam na sesje on-line, w gabinecie lub w lesie. Anna Meller, tel. 797 326 797

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.