Scenka z niespełna rocznym Kubą. Lato, piękne popołudnie. Robię coś na tarasie, Kuba raczkuje po ogrodzie. Zbliża się do węża ogrodowego. Dopada go i w namaszczeniu zabiera się za próbną konsumpcję. Wołam Kubę, mówię kategorycznie kręcąc głową, że „Nie wolno”. Dzieli nas kilka stromych schodów, ale nie szkodzi. Nie muszę jednak schodzić.
Kuba uśmiecha się do mnie, jeszcze raz testuje, czy aby na pewno chodzi o nową fascynującą zdobycz. Następnie odraczkowuje w inną część ogrodu. Nie muszę schodzić na dół, nie muszę go brać. Wystarczy odpowiedni komunikat gestem i tonem.
Sąsiadka, która jest obok, nie może wyjść ze zdumienia. Mam poczucie sukcesu wychowawczego.
Deja vu, ale w krzywym zwierciadle
Niecałe 2 lata później. Sytuacja z ok. rocznym Adasiem. Lato, piękne popołudnie. Robię coś na tarasie. Adaś raczkuje po ogrodzie. Zbliża się do węża ogrodowego. Dopada go i w namaszczeniu zabiera się za próbną konsumpcję. Wołam Adasia, mówię kategorycznie kręcąc głową, że „Nie wolno”. Dzieli nas kilka stromych schodów i to zdecydowanie za dużo. Muszę w pędzie schodzić.
Adaś nie uśmiecha się do mnie. W jego oczach widać bezwzględną walkę z czasem. Dopada swoją zdobycz, wbija się w nią ząbkami, wpycha na siłę do ust. Liczy się każda sekunda, nim dystraktor mama odbije zdobycz. Trzeba pogryźć szybko wszystko, co się da.
Klęska wychowawcza
Gdy dopadam do Adasia, ofiara tkwi nadgryziona w mocnym szczękościsku. No i mamy problem. Trudno wziąć Adasia bez szczęki. Jeszcze trudniej wziąć Adasia ze szczęką, która wcale nie zamierza odczepić się od węża. A brać Adasia ze szczęką i wężem nie jest w moim planie. Gdy inne argumenty zawodzą, nie obywa się bez rozluźniania szczęki siłami zewnętrznymi.
Sąsiadki nie ma wtedy obok. A ja i tak mam poczucie klęski wychowawczej.
Grzeczni inaczej
Dzieci tych samych rodziców, rozdanie z tej samej puli genów, te same metody wychowawcze i zupełnie inny efekt (!). Powodów jest kilka. Na jednym chciałam się skupić. Na psychofizycznych predyspozycjach do słuchania rodziców, opiekunów i w ogóle świata zewnętrznego.
Takie cechy są nam dane i choć można nad nimi pracować, nie da się całkiem zmienić tych aspektów osobowości. Zależą od naszego indywidualnego stylu poznawczego, jaki przynieśliśmy na świat. Od takich predyspozycji zależy w dużym stopniu, jak poradzimy sobie ze światem, który ma inne potrzeby od naszych i jak zadbamy o nasze potrzeby w nie zawsze przyjaznym świecie.
My kontra świat
Niestety jest taka zależność, że im bardziej słuchamy świata i im bardziej jesteśmy grzeczni, tym mniej słuchamy siebie i swoich potrzeb. Bo świat jakby zajmował pierwsze miejsce. To my odpowiadamy na potrzeby świata. Liczy się, co powiedzą inni i jak zareagują.
Bywa też dokładnie na odwrót. Im mniej słuchamy świata i zawierzamy sobie, tym bardziej potrafimy skupić się na swoich potrzebach i ich realizacji. Wtedy to my zajmujemy pierwsze miejsce w świecie, a świat staje się przestrzenią, gdzie możemy realizować swoje potrzeby.
O złoty środek kiepsko, bo za tym idzie konstrukcja psychofizyczna…
Brakujący „gen” grzeczności
Nie zapomnę sytuacji z Adasiem, gdy uczyłam go w pierwszym roku życia siły i sprawczości mojego „Nie”. Czołgając się, chciał dopaść świecące się DVD. Mówiłam „Nie” i brałam go stamtąd. Psychologowie praktycy mówią, że średnio do 5 prób dziecko odpuszcza. Moje dziecko, gdyby tylko umiało gwizdać, wygwizdałoby te wszystkie zasady i statystyki i bynajmniej nie znało zasad statystyki.
W pewnym momencie zaczęłam liczyć to moje „Nie” i odsuwanie Adasia. Doliczyłam się 20-tu razy. Potem poddałam się, wyniosłam Adasia do innego pokoju i zamknęłam drzwi. To była ważna lekcja, że „Nie” nie zawsze działa i tego, co czeka w wychowaniu obie strony :)!
Wpis: 2015 r.
Ten wpis na ufajsobie.pl pochodzi z mojego nieistniejącego już bloga – blogrodzica.pl. Pisałam go z myślą, by nieść iskrę inspiracji rodzicom, którzy nie zawsze znajdują w sobie siłę na wyzwania rozdziecielstwa.