Osobista chwila zbawienia

Ta pierwsza chwila liczy się najbardziej. Każda następna blednie w obliczu tej pierwszej.

Co dzień wieczorem, gdy dom już cichnie, wchodzę do pustej wanny. Siadam po turecku i włączam wodę. Wanna koniecznie musi być pusta, jeszcze bez wody. Najlepiej lśniąca czystością.

Nie lubię wchodzić do wanny pełnej wody. Gdy taka obfita ilość wody otoczy ciało w ciepłej kąpieli, jest jak wielkie bombardowanie przyjemnością dla każdego centymetra skóry. Ta pierwsza przyjemność spotkania z wodą w kąpieli trwa wtedy zbyt krótko i jest zbyt intensywna, szczególnie, gdy woda jest gorąca, żeby ciepła starczyło na dłużej. Zanurzenie w wannie pełnej wody jest jak wielkie obżarstwo, w dodatku bez przystawki. A tu chodzi o to, by smakować. Degustować tę błogość po troszku.

Błogość zaczyna się od nienasycenia

Te pierwsze sekundy w pustej wannie, gdy zaczyna płynąć woda, dłużą się w nieskończoność. Woda leje się ciurkiem, dudni w wannie. Jej odgłos ma w sobie coś z górskiego strumienia. Nasycam nim uszy i przez chwilę czuję się bliżej natury. Najpierw trzeba unikać spotkania z zimną wodą. Tej moje ciało nie lubi i uważa doznania z nią za okrutne. Czekam więc i wypełnia mnie nadzieja, że za chwilę zrobi się cieplej i przyjemniej. Nadzieja ma u mnie około 2 metrów i płynie rurką PCV od podgrzewacza wody do kranu. Z ekonomicznego puntu widzenia, strata wody i prądu. Ale kto by w takiej chwili o ekonomii myślał. To oczekiwanie na pierwsze ciepłe krople jest jak oczekiwanie na pierwsza gwiazdkę w wigilię. Jest warte wylanej wody i strawionej na jej ogrzanie energii.

Po chwili przychodzi, każdego dnia tak samo – moje osobiste zbawienie. Wsuwam dłonie pod wodę. Najpierw delikatnie i czujnie, bo a nuż coś się zepsuło i woda nie zechce się podgrzać. Woda najpierw robi się delikatnie ciepła. To znak, że już za chwilę, za tę jedną chwilę dostąpię swojego stanu zbawienia. Przez moment rozpłynę się wtedy w tej rozkosznej fali ciepła zmieszanego z przyjemnymi ciarkami, która płynie od dłoni, powoli przesuwa się przez całe ręce, przedramiona aż po kark. Na szyi rozkoszne ciarki są najbardziej figlarne i przypominają nieco delikatne łaskotanie. Potem błogie doznania spływają wzdłuż kręgosłupa w dół.

Za każdym razem chcę, by ta chwila trwała jak najdłużej. Gdy zaczyna się to misterium błogości, wysuwam nieco ręce spod wody, żeby za szybko nie wyczerpać nienasycenia skóry. Dawkuję sobie to wilgotne ciepło po troszku, troszeńku, troszunieńku, żeby nie nakarmić pierwszego głodu za szybko. Ta zmysłowa rozkosz przypomina trochę seksualną. Na długo zatrzymać się jej nie da. Krótką chwilę później już wiem, że tej cudownej fali – karmiącej moje zmysły – nie zatrzymam dłużej. Że albo cała się jej poddam i łaskotanie popłynie wzdłuż kręgosłupa, albo umknie niewykorzystana niczym zmarnowany prezent od życia. Gdy fala płynie – ja mogę się tylko rozkoszować. I wiem już, że najlepsze, na co czekam każdego dnia w łazience, w tej jednej chwili właśnie mija. Że każde następne doznanie ciepłej wody na dłoniach będzie już odarte z magii nienasycenia. Ta pierwsza rozkosz zwiastuje jej zakończenie.

Nagroda pocieszenia

Po chwili przyznaję sobie nagrodę pocieszenia odkrytą jakiś czas temu. Zaczęło się od prowansalskiego płynu lawendowego do mycia wykonanego wyłącznie z naturalnych składników. Jak on pachniał! Co dzień siedząc w wanie raczyłam się odrobinką. Szanuję takie rzeczy i nie potrzebuję dużo. Nalewałam sobie odrobinę w zagłębienie dłoni i wąchałam. I znów magia pierwszego zaczerpniętego aromatu jest ucztą dla ciała. Mam ochotę wwąchiwać się aż po koniuszki swoich palców u stóp. To doznanie pachnie naturą, bezpieczeństwem i czymś dobrym. Jest obietnicą na coś. Nawet wiem na co! Tak pachnie słońce! Ten wdech płynie dwoma strumieniami – ten pierwszy spływa przez płuca, aż po koniuszki palców u stóp. Ten drugi to towarzyszący oddechowi przepływ energii, który czuję w ciele. Energia płynie nieco inaczej niż oddech, zawijasami. Przez moment krąży wokół serca i kończy się pulsowaniem z jego okolicy. Energia życia zostaje poruszona. A ja czuję, że żyję. Za chwilę znów być może pierwsze skrzypce zagra rzeczywistość. Przeszłość mijającego dnia wedrze się do teraźniejszości, przyszłość zapuka w poszukiwaniu planu na jutro, bo przecież najlepsze pomysły powstają o wrót zbawienia – przy wieczornej kąpieli. Ale ta jedna chwila jest tyko dla „teraz”. Należy do samej siebie. Wypełniona po brzegi zmysłami, czuciem siebie od środka i od zewnątrz przez skórę. Ta jedna chwila jest wolna od wszystkiego co było wcześniej i co będzie później. Chwila o konkretnie zakończonych ramach – wyznaczonych przez jeden wdech – ten pierwszy pełny cudnego, naturalnego płynu na ręce, który za chwilę spowije moje ciało. I będzie je głaskał i zajmując się w każdym jego centymetrem przy wieczornych ablucjach.

Wolna wola

Błogie ciepłe chwile można jeszcze przywołać. Gdy nagle ktoś puszcza wodę w kuchni, jej temperatura w kranie łazience gwałtownie obniża się, bo przepływowy podgrzewacz nie ogarnia podwójnego wyzwania. To moment, gdy świat staje się nagle niebezpieczny. Czyhają w nim przykre niespodzianki. Taki do bólu ludzki i ziemski ten świat. Wręcz niesprawiedliwy, bo jakże tak można w czasie chwili zbawienia obedrzeć kogoś z błogości i wprawić w lodowe osłupienie! Wtedy z czeluści mojego gardła wydobywa się niczym w głębi ziemi= tubalne WODA! Słowo w mych ustach brzmi niczym WOJNA! WOJNA wypowiedziana tym, którzy nie skapitulują i natychmiast wody w kuchni nie wyłączą. Za to, gdy wodę wyłączają, po chwili znów przychodzi to osobiste zbawienie. Woda robi się coraz cieplejsza. Doznanie nie ma w sobie świeżości pierwszego wieczornego zetknięcia z ciepłym strumieniem. Ale nadal syci. Nadal ciepło płynie przez dłonie i ręce aż do pleców. Znów przez chwilę jest cudownie. Jest błogo i dobrze. Znów ten przepływ pielęgnuje „teraz” i sprawia, że nie dociera „przed” i „po”. W „teraz” trwa uczta.

I wtedy rozumiem tak namacalnie, dlaczego istnieje dobre i złe, radosne i smutne, jasne i ciemne. Dlaczego istnieje zimne i ciepłe. Bez zimna nie docenię ciepła. Musi spłynąć doświadczenie zimna, żeby chcieć ciepła. Wolna wola wybiera. Ma z czego. Wolna wola szuka swojego raju. Raju na ziemi. W wannie. W łazience, przez kilka sekund każdego wieczoru.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.