Bohater piórnik ma charakter symboliczny w tym wpisie. Bo bohater piórnik równie dobrze może stać się bohaterami butami, bohaterami ubraniami, bohaterami zabawkami, kolegami czy zajęciami dodatkowymi.
Bohater piórnik ma jedną ważną cechę. Był dany z serca, z intencją uszczęśliwienia, a stał się obiektem budzącym napięcia obdarowanego i niespełnione oczekiwania obdarowującego. Bohater piórnik był obecny w moim domu, a ja nie widziałam roli, jaką odgrywał.
Ten wpis na ufajsobie.pl z 2015r. pochodzi z mojego nieistniejącego już bloga – blogrodzica.pl.
Poligon piórnik
Poprzedni rok upłynął w mojej rodzinie pod znakiem znikających rzeczy z piórnika. Piórnik był bohaterem o wielu twarzach. Był piękny dla właściciela i wybrany spośród milionów. Ale to bynajmniej nie był bohater pozytywny.
Czasami, piórnik wracający ze szkoły, stawał się czarną dziurą, która pochłonęła wszystko, co znalazło się z jej zasięgu. Kiedy indziej był epicentrum wstrząsów, które powodowały wydobycie się większości wyposażenia z trzymających je gumek.
Zdarzało się i tak, że piórnik stawał się polem walki, gdzie rzeczy w chaosie walczyły o przetrwanie i tą walkę przegrywały, dogorywając na dnie tornistra i wysypując się z niego. Albo przechodziły na drugą stronę – dzikich terenów szkolnych, z których nie było już powrotu do bohatera piórnika.
Epicentrum wstrząsów
Podobnie wrażenia miał chyba właściciel piórnika, choć nigdy nie skonfrontowaliśmy naszych opinii. Z biegiem roku szkolnego, zdziwiony i coraz bardziej zestresowany zaglądał co dzień do bohatera. Był za każdym razem zaskoczony, jakby piórnik widział pierwszy raz na oczy. Kurczył się na widok kolejnej bitwy czy aktywności czarnej dziury u bohatera.
Były rozmowy, pomysłowe przypominajki. Na niewiele się zdało. Różne strategie zawodziły. Wojna i wstrząsy u bohatera trwały nadal. Były elementem żywiołu, na który nie było sposobu. Nie wiedzieć kiedy, bohater piórnik stał się niemym prześladowcą. Stał się cichym symbolem walki, jaka toczyła się z czasem, z koordynacją, z ogarnięciem się na dzikim terenie szkolnym.
Strefa „0” – zagrożenie wybuchem
Z czasem sprawdzanie piórnika stało się niekomfortowe dla obu stron. Gdy tylko zbliżałam się do strefy „O”, właściciel piórnika już na zapas martwił się, że znów może czegoś brakować.
A ja otwierając już wtedy antybohatera, wchodziłam coraz bardziej w rolę kontrolera. Robiło się stresująco; zupełnie niepotrzebnie. Za każdym razem obiecywałam sobie, że zareaguję spokojnie. Gdy panował tam chaos niczym po wybuchu bomby, nie zawsze wychodziło.
Rok to trwało. Nie musiało.
Grom z jasnego nieba
Aż w końcu pewnego dnia terapeutka powiedziała odkrywcze zdanie, że może taki komorowy piórnik z gumkami to za dużo (?). To było jak grom z jasnego nieba. Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej?
Bo przecież nie o ładny piórnik tu chodzi. Nie o bogate wyposażenie, z którego uczeń pierwszych klas w większości i tak nie korzysta. Nie chodzi o markę, nie o kolor, nie o kształt. Chodzi tylko i wyłącznie o to, że piórnik ma służyć dziecku, a nie dziecko piórnikowi! I jeśli ten piórnik dziecku nie służy, to coś trzeba z tym zrobić. I to coś, niekoniecznie oznacza, że trzeba dopasować dziecko do piórnika!
Nowy bohater w akcji
Antybohater piórnik już następnego dnia zszedł ze sceny. Zastąpiły go dwa inne. Twarde, blaszane pudełko bez żadnych gumek, z kilkoma kredkami i prosty piórnik – saszetka z kilkoma przyborami.
W piórnikach nastał ład. Skończyły się walki i wstrząsy. Czarna dziura czasem jeszcze daje znać o sobie, ale jest to zjawisko marginalne. Nastała epoka spokoju – dopasowania kawałka świata do potrzeb dziecka, a nie na odwrót.
Stop antybohaterom
Dobrze, że bohater piórnik stał się w końcu obiektem refleksji i zainspirował do przewartościowania bezsensownych standardów, narzuconych w imię nie wiadomo czego. Szkoda tylko, że rok to trwało.
I ciekawe ilu jeszcze takich antybohaterów niepotrzebnie zabiera dzieciom spokój i radość? Wyzwania świata są dostatecznie trudne dla dzieci. Po co im coś bezsensownie utrudniać?